Cel I: 58kg !!!

Cel I: 58kg !!! Twój Strażnik wagi

czwartek, 26 stycznia 2012

Odchudzam jedzenie, odchudzam siebie...


Będąc na diecie zawsze staram się znaleźć potrawy, które lubię, ale jednocześnie są dietetyczne i mają niewiele kalorii. W tym celu często eksperymentuję w kuchni i dodaję/odejmuję/zastępuję różne składniki z lepszym lub gorszym skutkiem :))) O  ile spróbowałam już pełnoziarnistych naleśników ze słodzikiem z mikrofalówki (nie warto!), racuchów pełnoziarnistych bez cukru z piekarnika (nie warto!), bez ze słodzikiem do pogryzania w czasie oglądania tv (zdecydowanie nie warto!), o tyle niektóre zastępowanie produktów innymi wychodziło mi całkiem całkiem. Poniżej kilka przykładów co gdzie zastąpić/odjąć/dodać, żeby otrzymać mniej kaloryczne potrawy a ciągle się z nich cieszyć:


  1. Gotuj zupę na wywarze z warzyw, będzie wówczas zawierała bardzo mało kalorii, a znacznie więcej witamin i odchudzającego błonnika.
  2. Jeśli już gotujesz zupę na wywarze mięsnym, po wystudzeniu wywaru zbierz łyżką zebrany na powierzchni tłuszcz.
  3. Nie zagęszczaj zup zawiesiną z maki i masła lub śmietany, takie zagęszczanie zwiększa liczbę kalorii nawet o 100 na jeden talerz.
  4. Zamiast śmietany używaj jogurtu naturalnego (najlepiej greckiego 0% tłuszczu - cudo). Jest on o 2-3 razy chudszy od śmietany, poza tym świetnie nadaję się do wszystkich zup, sosów, sałatek i surówek.
  5. Majonez lepiej zastąpić jogurtem naturalnym – albo zupełnie, albo w proporcji pół na pół.
  6. Mizerię przygotowuj na bazie tylko jogurtu naturalnego, dodaj do niej kilka zmiażdżonych ząbków czosnku.
  7. Ogranicz smażenie, staraj się przygotowywać potrawy na parze, w piekarniku (polecam rękawy do pieczenia), na grillu lub gotując. 1 łyżka oleju ma ok 100 kcal. Jeżeli już musisz coś usmażyć staraj się wybierać oliwę z oliwek lub sklarowane masło (niewiele mnie kalorii niż olej, ale duuuużo bardziej zdrowe).
  8. Staraj się zrezygnować z mięs i ryb w panierce. Nie dlatego, że jajko i bułka są tak kaloryczne, ale głównie dlatego, że taka powłoka szybko wsiąka olej. Pęcznieje od niego niczym gąbka.
  9. Do smażenia używaj tłuszczu w sprayu, ja posiadam oliwę z oliwek w sprayu i jedno psiknięcie ma 2kcal a spokojnie wystarcza na podsmażenie/podgrzanie porcji potrawy lub mięsa.
  10. Przed podaniem, usmażone kotlety, racuchy, faworki, itd. odciskaj na ręczniku papierowym, z każdego z nich pozbędziesz się przynajmniej 0,5-1 łyżki oleju (kolejne 50-100 kcal mniej!!).
  11. Podczas, duszenia do podlewania potrawy dobrze jest użyć niewielką ilość wina, soków lub naturalnego bulionu z warzyw. Tym sposobem możemy zastąpić zbyt kaloryczne tłuszcze.
  12. Biały cukier zastąp cukrem brązowym, cukrem trzcinowym, miodami (jest rodzajów od zatrzęsienia), fruktozą, syropem klonowym, sukralozą (polecam słodzik SucraPlus lub Splenda, są na bazie tylko wyłącznie sukralozy więc są pozbawione tego nieprzyjemnego, chemicznego smaku aspartamu, dodatkowo sukraloza jest naturalnym cukrem,tyle ze dużo bardziej słodkim od normalnego cukru, więc potrzeba jej mniej, wiec jest dużo zdrowsza niż jakikolwiek chemicznie wytworzony słodzik) lub po prostu nie słodzić.
  13. Bigos gotuj na bazie piersi z kurczaka, bez dodatku innych tłustych mięs. Ma inny smak, przyznam, ale wcale nie jest gorszy a ma dużo mniej kalorii. Jeżeli czujesz, że do bigosu koniecznie musisz dodać wędzony boczek czy karkówkę, staraj się je wysmażyć na patelni teflonowej bez tłuszczu, i do bigos dodaj tylko wysmażone mięso a nie dodawaj tłuszczu, który się z niego wytopił.
  14. Pijąc mleko lub używając go do przygotowywania potraw zawsze wybieraj mleko 1.5-2% tłuszczu. Powyżej 2% mleko jest za tłuste i dostarcza niepotrzebnych kalorii, poniżej 2% , mleko nie ma wystarczająco tłuszczu by rozpuściły sie w nim witaminy A, D, E i K, które są bardzo ważne dla prawidłowego funkcjonowania organizmu.
  15. Jeżeli lubisz jogurty owocowe, zrezygnuj z nich na rzecz jogurtu naturalnego zmieszanego ze świeżymi owocami. Mniej cukru, mniej kalorii, mniej polepszaczy, barwników, itd. 
  16. Jeżeli nie możesz się oprzeć frytkom, przygotowuj je w piekarniku zamiast smażyć je w głębokim tłuszczu. Będzie i smaczniej, i mniej kalorycznie.

No to by było na tyle co przychodzi mi w tej chwili do głowy. Jeżeli przypomnę sobie coś jeszcze to uzupełnię ten post, lub napiszę kolejny. Chętnie też usłyszę jakie wy macie sposoby na omijanie dodatkowych kalorii i odchudzanie potraw.

Dziękuję poniższym stronom za inspirację:
http://nutrina.pl/blog/2011/12/jak-odchudzic-zwykle-przepisy-kulinarne.html
http://zywienie-czlowieka.pl/199/jak-gotowac-by-potrawy-byly-jednoczesnie-pozywne-smaczne-i%E2%80%A6-niskokaloryczne-jak-odchudzic-zupe/

środa, 25 stycznia 2012

Babcia: "no, ale przecież ja nic nie jem..." :)))

Po przeanalizowaniu pierwszych kilku dni w moim dzienniczku diety zauważam pierwsze prawidłowości skąd u mnie taka waga i skąd pochodzą dodatkowe kalorie:

Po pierwsze: herbata słodzona cukrem, gorąca czekolada, pierniczki (kilka dziennie, na szczęście bez czekolady jako polewy), batoniki/wafelki, pieczywo/kanapki (i te gotowe i te przygotowywane w domu) + do tego nieregularne jedzenie (nie mam czasu na śniadania, obiad w biegu + spora kolacja po ok 9 wieczorem) = nadmiar owoców wysokowęglowodanowych (banany!) + nie piję wystarczająco wody...

gdy do tego wszystkiego dojdzie jeszcze brak ruchu (trochę ruchu mam w pracy, ale poza tym to ostatnio na siłowni lub basenie nie można mnie spotkać) to mamy murowaną nadwagę. Polecam wszystkim dzienniczek diety prowadzony przez 2-3 tygodnie, zapisywanie dokładnie wszystkiego co jemy pokaże nam jak na dłoni gdzie jest nasz problem... czasem sobie nie zdajemy sprawy co tak naprawdę potrafimy przegryźć w międzyczasie głównych posiłków, lub podczas ich przygotowywania...

Dla potwierdzenia mała historia z mojej bliskiej rodzinki: Babcia, kobieta w zaawansowanym wieku, wciąż w pełni sił i mocy, wszędzie jej pełno, wszystko zrobi sama, sama sobie poradzi i w ogóle daje radę kobieta. Problem: jakieś 15 kg nadwagi. Lekarz zalecił jej schudnąć i to nie, żeby lepiej wyglądać ale tylko i wyłącznie w celach zdrowotnych, babcia wzięła od lekarza listę produktów których jeść nie powinna i miała wrócić po kilku miesiącach. Wróciła, z dokładnie tą samą wagą twierdząc, że na nią diety nie działają, bo nic a nic nie schudła... Gdy pojechałam do babci na kilka dni zaczęłam z boku obserwować babci nawyki żywieniowe i starałam się znaleźć problem, czemu nie chudnie skoro niby nie oszukuje w diecie. Problem został zidentyfikowany: podjadanie bezwiedne :)))

Opisze dzień babci od rana do wieczora to zrozumiecie o co mi chodzi w bezwiednym podjadaniu: ranek: najpierw wstaje dziadek, 6 rano, babcia wstaje zrobić mu śniadanie, no i je razem z nim, potem idzie z powrotem do łóżka, a dziadek na ogródek, potem babcia wstaje ok 8-8.30 je swoje śniadanie, "no bo przecież nie jadła jeszcze, to wcześniejsze było dla towarzystwa, żeby dziadek sam nie jadł"... potem babcia idzie do piekarni po pieczywo, kupuje świeżutkie pachnące bułki i zanim dojdzie z nimi do domu połowy jednej już nie ma, druga połówka znika w domu wraz ze sporą ilością masła... o 11 kawka no a do kawki dwie drożdżóweczki o różnych smakach jedna dla babci jedna dla dziadka, podzielone na 4 ćwiartki, żeby każde z nich spróbowało drożdżówki tego drugiego, dziadek na słodycze zębów nie ma więc zadowoli się połówka drożdżówki, druga połówka zostaje na talerzu na później, bo babcia swoją całą wsiąknęła... potem babcia gotuje obiad, zupa koniecznie z dużą ilością makaronu/ziemniaków ("bo przecież trzeba je w tej zupie czuć") zwykle zaklepana mąką i tłustą śmietaną ("bo jak to zupa bez śmietany") do tego drugie danie, schabowy smażony w panierce+ziemniaki+mizeria na śmietanie (nawet dodatki warzywne u babci mają kalorie)... w międzyczasie gdy babcia kręci się po kuchni gotując obiad, dwie ćwiartki dziadkowej drożdżówki znikają w niewyjaśnionych okolicznościach... (dziadek był cały dzień poza domem)... potem przychodzi podwieczorek, herbatka + ciasteczka/delicje/pierniczki itd. no bo drożdżówek już nie ma... potem idzie kolacja, świeże buły z masłem, wędliną itd. + słodzona herbata... no i na koniec dnia jakaś dobra czekoladka lub trufelek...

Podsumowanie: dwa śniadania+duża bułka pszenna z masłem+1.5 drożdżówki+spory talerz niedietetycznej zupy z makaronem/ziemniakami + smażony kotlet z ziemniakami, mizeria na śmietanie + ciasteczka/delicje/lody + kolacja, znowu buła + czekoladki

Zdecydowanie za dużo jak na kobietę nie pracującą zawodowo, o małej aktywności fizycznej... Babcia: "no ale przecież ja nic nie jem..."

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Novoslim - warto?

Jakiś miesiąc temu, skuszona rekomendacjami na internecie, zakupiłam 3-miesięczną kurację tabletkami Novoslim. Jako, że do tej pory konkretnej diety nie rozpoczęłam, a jedynie się do niej przygotowuję pisząc dzienniczek spożywanych pokarmów, to zdecydowałam się nie zaczynać tego specyfiku. Zacznę w dniu w którym zacznę konkretną dietę, żeby nie było że wywaliłam 158 złotych na darmo. 
Czy Novoslim działa? 
Nie wiem, ale się dowiem. Nie znam osobiście nikogo kto by go brał, skusiłam się na podstawie opinii w internecie, i mam nadzieję, że nie były sfabrykowane. Naiwna nie jestem, i wiem, że to suplement diety, i samo łykanie nie zrobi ze mnie od razu laseczki, no ale może chociaż ochotę na słodkie przegoni gdzie pieprz rośnie. Podobno zaiwera kilkanaście jakiś tam roślinnych składników, nie pamiętam dokładnie jakich, ale większość wydawała się dość znajoma (w stylu l-karnityna, itd). może wszystkie one razem mają magiczną moc? poczekamy, zobaczymy... będę informować Was jak się czuję po tych tabletkach, i czy wogóle będą jakkolwiek działały. Mam szczerą nadzieję, że tak.

A tymczasem, borem, lasem, uciekam do łóżka bo muszę wstać jutro do pracy o 6.30 . Jezeli ktoś z czytelników tego bloga miał jakiekolwiek doświadczenia z Novoslimem, będę wdzięczna za opinie, i te pozytywne, i te negatywne. 

Dobrej nocy Kochani.

Diety

Już troszkę znacie moją historię odchudzania, więc dziś postanowiłam ją uzupełnić o kilka szczegółów, mianowicie o informacje na temat jakich diet używałam i jakie są moje spostrzeżenia na ich temat. Być może komuś to pomoże w wyborze najwłaściwszej dla niego diety (kolejność od stosownej ostatnio do stosowanej dawniej): Dokładne opisy diet znajdziecie w internecie, np na stronie: http://www.atlasdiet.pl/. Polecam.

Dieta 1000-1100 kcal (jedno podejście, 11 kg mniej w trzy miesiące)
Polega na jedzeniu czego się chce, oby tylko zmieścić się w limicie 1000-1100 kcal na dzień.
Plusy: nie musimy odmawiać sobie niczego, mamy ochotę na owoce: proszę bardzo, czekoladę: proszę bardzo, lody: proszę bardzo, jeśli ktoś pomyśli, że to cudowna dieta bo można jeść słodycze to niech go to nie zwiedzie, coś za coś, gdy zjemy zdrowe śniadanie, powiedzmy 250-300 kcal a na drugie śniadanie wciągniemy Snickersa który ma ok 300 kcal, łatwo sobie obliczyć, że jest ok. 12 w południe a nam do końca dnia zostało jakieś 400-450 kcal, co wbrew pozorom wcale nie jest dużo. Po kilku dniach podniety, że mogę jeść słodycze na tej diecie, zrezygnowałam z nich gdy po raz kolejny kładłam się spać meeega głodna bo dużą część kcal z tego dnia "zużyłam" na zjedzenie batonika za którym nawet specjalnie nie przepadam.
Minusy: trzeba ważyć, liczyć, liczyć i jeszcze raz liczyć kcal, po jakimś czasie przestaje to być uciążliwe bo dokładnie wiemy ile poszczególne produkty maja kalorii, ale na początku niestety tabele kaloryczne się kłaniają, To samo z ważeniem, po jakimś czasie przyjmujemy, że jabłko ma tyle a banan średni tyle kcal, zanim nam to wejdzie w nawyk, niestety waga musi zostać naszym przyjacielem. Kolejny minus to limit kalorii, ja nigdy nie jadłam specjalnie dużo w ciągu dnia, raczej nadrabiałam ciasteczkami i drożdżówkami, ale na diecie 1000 kcal czułam się często głodna, często zmęczona i rozdrażniona, dodatkowo było mi permanentnie zimno pomimo ok 25 stopni Celsjusza za oknem.

Dieta plaż południowych (Dieta South Beach) (jedno podejście, 8 kg mniej w dwa miesiące)
Bardzo fajna dieta, podzielona na trzy fazy: Faza I - bez kawy, herbaty, pieczywa, cukru, słodyczy, owoców, soków owocowych itd. (bardzo męcząca jeżeli ktoś jest owocowym potworem jak ja), Faza II (dodajemy niektóre owoce, warzywa, w późniejszym czasie pieczywo pełnoziarniste, itd), Faza III stabilizacja uzyskanej wagi, spożywamy co chcemy oby indeks glikemiczny nie przekraczał 60-65 (w zależności od źródła).
Plusy: Na tej diecie nie sposób jest być głodnym, jest lista produktów na każdą fazę i produkty z tej listy można jeść w nieograniczonych ilościach. oczywiście nie są to produkty wysokokaloryczne, ale uwierzcie na słowo, można się zapchać pomidorami z cebulka i jogurtem 0% na dobre pół dnia. Nie trzeba nic wazyć, liczyć kalorii, itd.
Minusy: Lista produktów zakazanych w danej fazie. Niestety zawsze oczy chcą to czego nam nie wolno, i jak np na liście produktów zobaczyłam coś czego bym zwykle nawet nie jadła, nagle miałam na to nieodpartą ochotę, do tego stopnia, że śniło mi się to po nocach. Głupie ale prawdziwe. Poza tym całkowity zakaz owoców w pierwszej fazie potrafi skutecznie zniechęcić do tej diety.

Dieta Kopenhaska (kilka podejść, brak trwalszych ubytków wagi)
Dieta męcząca, mało jedzenia, monotonnie, codziennie rano kawa bez cukru i mleka która doprowadziła mnie do niezłych rozstrojów żołądka. Lunche i kolacje prawie codziennie takie same lub podobne (w stylu mięso/ryba + zielonka, czasem jajko na twardo lub twaróg). Nie polecam nikomu, przy każdym podejściu do tej diety, owszem schudłam kilka kilo (nigdy nie przekroczyłam -6 kg, o 13kg które twórcy diety obiecują to mogłam pomarzyć) , ale była to raczej usunięta z organizmu woda niż tłuszcz. Kilogramy zawsze wracały w ciągu dwóch trzech tygodni od zakończenia diety, nawet gdy kontynuowałam później dietę "MŻ".

Dieta Kapuściana (jedno podejście, brak trwałych efektów)
Dieta dobra w smaku (o ile się lubi kapustę i zupę z kapusty, nie mylić z kapuśniakiem ;) bardzo monotonna, mało skuteczna (niewiele schudłam i też zapewne pozbyłam się tylko wody usuniętej z organizmu), zaniechałam stosowania po kilku dniach.

Podsumowując: uważam, że umiar jest najważniejszy. Dietę która zacznę w przyszłości na pewno oprę na liczeniu kalorii, nie wiem czy będzie to akurat dieta 1000 czy 1200 kcal, o tym zdecyduje po dwóch tygodniach prowadzenia mojego dzienniczka jedzenia. Chcę zjeść jabłko czy banana kiedy mam na to straszną ochotę, i po prostu wliczyć te kcal w dzienny limit kalorii i zrezygnować z czegoś innego. Z doświadczenia wiem, że takie rozwiązanie jest dla mnie najlepsze, dieta mnie szybko nie nudzi, a efekty widać i co najważniejsze, są one długotrwałe (trwałyby i do teraz gdybym nie zaczęła jeść baaaardzo niezdrowo).

Dzień 0

Do biegu gotowi... START!!!
No to proszę Państwa zaczynamy... Nazywam się powiedzmy Pestka i postanowiłam zacząć walkę z samą sobą po raz kolejny. Po ok 8-9 latach (dokładnie nie pamiętam) ciągłych kompleksów, diet, głodówek, ćwiczeń, efektów jojo i etapów w stylu "mam wszystko w dupie" postanowiłam zawalczyć raz jeszcze...

Jak było:
generalnie źle, z tym, że dwa lata temu schudłam 8 kg w dwa miesiace (dieta plaż południowych, wróciło w ciagu pół roku niestety z mojej własnej winy, niezdrowo, tłusto, fast food + słodycze), potem rok temu schudłam 11 kg w ciągu 3 miesięcy (dieta 1000kcal, po roku wróciło, z tej samej winy :) no i jestem w miejscu wyjścia: 160cm, 64 kg, BMI w normie, co nie znaczy, że się dobrze ze sobą czuję...

Jak będzie:
dieta 1000-1200 kcal, jeszcze nie zdecydowałam która, rozważę, generalnie rezygnacja z: pieczywa, bezsensownych węglowodanów, cukru i nadmiaru słodkich owoców... do tego chcę dodać zumbę raz-dwa razy w tygodniu i jakieś domowe ćwiczenia (Insanity lub A6W)...Cel: 50-47kg...

Osoby chętne do wspólnego chudnięcia serdecznie zapraszam... Jak to mówią: "w kupie raźniej" :))) Na swoim przykładzie wiem, że przychodzą takie ciężkie dni, że się chce wszystko rzucić w cholerę, żeby tego uniknąć założyłam właśnie ten blog i mam nadzieję, że nie będe tu sama. Będę starała się publikować moje przepisy z których korzystam, menu dzienne, postępy w redukcji wagi, ćwiczenia i ogólnie samopoczucie... Przez najbliższe dwa tygodnie nie zamierzam zacząć diety a tylko prowadzić dzienniczek jedzenia i sprawdzić skąd pochodzą dodatkowe kalorie i gdzie robię błędy... No i to by było na tyle...

Pozdrawiam i zapraszam

P.S. Mój blog=moja przestrzeń. Nie podoba Ci się nie wchodź, podoba Ci się, skomentuj. Wszystkie spamy, obraźliwe komentarze (nie mylić z konstruktywną krytyką) i tym podobne inne bzdurki będą beztrosko przeze mnie usuwane...